jednym z najmłodszych polskich profesjonalnych drifterów
Druga runda Polish Drift Open na Autodromie Pomorze w Pszczółkach pod Trójmiastem. Fantastyczna czerwcowa pogoda, piękne słoneczko i w tak pięknych okolicznościach spotykamy się z Kamilem Dzierbickim, zawodnikiem STAG Rally Team. KORBA – tak wołają na tego młodzieńca, wspieranego przez najbliższych, który przebojem wdziera się na polską scenę driftingową z bardzo ambitnymi planami. Miałem niewątpliwą przyjemność być wożonym przez tego kierowcę na treningu i muszę przyznać, że było to niesamowite wrażenie. Nie tylko dlatego, iż pierwszy raz jechałem „driftowozem”, ale bardziej może to z jakim spokojem i precyzją ten chłopak prowadzi i kontroluje swoje auto. Zapraszamy na króciutką rozmowę z tym fascynującym człowiekiem:
Piotr Bońkowski Siescigam.pl >> PB. Skąd miłość do Motorsportu, od kiedy to wiedziałeś?
Kamil Dzierbicki >> KD. To ma się we krwi. Mój tata, odkąd pamiętam, fascynował się motoryzacją i wciągnął mnie w tę pasję: zaczynałem od quada, potem był maluch – jak miałem 8-9 lat to jeździłem nim u babci na wsi. Oczywiście po drodze były i gokarty, a potem akademia rajdowa Crusar. Teraz drift.
PB. Miło wspominasz maluszka?
KD. Bardzo miło! Strasznie mi go szkoda, bo poszedł na złom, a teraz bardzo chciałbym go mieć ponownie, aby móc go odrestaurować. Ale cóż… Trzeba iść do przodu. Dziś są inne zabawki.
PB. Wiem, że zaczynałeś od rajdów, dlatego opowiedz, jak to z nimi było? Jakimi samochodami wtedy jeździłeś?
KD. To tak jak już wspominałem – najpierw quad, później ten maluch i to już wiesz… było 23 KM, tuningowany, koła białe. Potem gokarty na zamkniętym torze, gdzie wygrałem ligę i zostałem mistrzem juniorów. Następnie szkółka Crusar Cup – tu jeździłem cały sezon Subaru STI, gdzie wygrałem. Bardzo miło wspominam to auto. A potem zastanawialiśmy się co dalej, bo w rajdach trzeba jeździć ośką, czego ja nie lubię i musiałbym się przesiąść z 330 konnego Subaru do 100 konnej ośki, czyli dla mnie to byłby regres. Także wpadliśmy na pomysł z driftem. Na początek było 170 konne BMW E-30, później przy pomocy sponsorów kupiliśmy M3 E-36 300 konne: to już było czym jechać i na pierwsze zawody wybraliśmy się do Czech, gdzie zdobyłem drugie miejsce. Po tym przyszła kolej na Mistrzostwa Polski, skąd przywieźliśmy pierwsze miejsce i tym autem startowałem przez dwa lata. W efekcie trafiliśmy do klasy pro i stwierdziliśmy, że za słabe jest to auto. Kupiliśmy coś mocniejszego i teraz mamy BMW M3 E-36 620 koni z nitro.
PB. Gdzie się uczyłeś i kto cię uczył?
KD. Jestem samoukiem… :D Jeżdżąc na zawody zdobywałem wiedzę i doświadczenie. Zresztą cały czas się uczę i robię postępy z zawodów na zawody, a początki driftu wpoili mi moi dwaj znajomi, nazwijmy ich lokalni drifterzy. To starzy wyjadacze, także podstawy dostałem od nich, a cała reszta jest zdobywana samemu, może to troszkę nieskromnie, ale taka jest rzeczywistość.
PB. Czyli siła w talencie?
KD. Nie chcę o sobie mówić, że jestem utalentowany. Mogę powiedzieć co robię, czyli wyciągam wnioski ze swojej jazdy, analizuje ją i to doświadczenie pomaga mi na kolejnych zawodach.
PB. Dlaczego drift?
KD. Kiedy miałem 14 lat nie mogłem startować w rajdach, nie miałem jeszcze prawa jazdy, nie było pomysłu na nic innego, a znajomi driftowali… Właściwie to byli znajomi mojego taty i pomyśleliśmy sobie: dobra to spróbujemy, kupimy auto. Było to BMW E-30 2,5 litra za chyba 3000 pln i to był początek. Potem w tej beemce umarł silnik, pojawili się sponsorzy i zaczęły się już mocniejsze auta. Spodobało mi się bardzo i tak już zostało.
PB. Czyli proza życia; KJSy odpadały, bo na dojazdówce nie mogłeś pojechać bez prawka. A wyścigi płaskie?
KD. Wyścigi płaskie były wtedy poza zasięgiem naszego budżetu.
PB. Kamil a skąd biorą się Twoje wyniki? Może naturalnie doskonale czujesz to co robisz?
KD. Hmmm... Naprawdę ciężkie pytanie… Muszę przyznać, że nie wiem skąd to się bierze, chyba wykorzystuję w 100% auto, którym dysponuję, znam je i mogę zrobić z nim to co chcę. Wyciskam z niego ostatnie poty, daję z siebie wszystko co mogę i to jest odpowiedź na Twoje pytanie. Po prostu przełamując bariery strachu i współdziałając z maszyną, angażując przy tym siebie na 100% i wyciągając z auta wszystko co możliwe – w efekcie przechodzi sukces.
PB. A z kim przygotowujesz samochód?
KD. Robię to po części ja, po części mój tata, i mechanicy z warsztatu mojego taty. Można powiedzieć taka rodzinna ekipa.
PB. Co mylisz o popularności, o fanach..?
KD. Nie czuję się popularny, ale oczywiście myślę o fanach. Na fanpage’u mam ponad 3000 polubień i dla mnie jest to znacząca liczba, także staram się o nich pamiętać i wrzucać jakieś filmy, zdjęcia, robimy konkursy. Z kolei jak przychodzą do nas pod namiot to zawsze staram się znaleźć dla nich czas: przywitać się, wymienić kilka zdań, bo nie ma dla mnie problemu – mogą zadać mi każde pytanie, ja chętnie odpowiem. Także jestem otwarty.
W końcu to jeździmy dla ludzi, którzy przychodzą nas oglądać.
PB. Ryzyko, adrenalina, bezpieczeństwo… Jak to czujesz?
KD. Lubię ryzyko i lubię adrenalinę. Zawsze jadę na 100% i nie patrzę, czy jest banda czy krawężnik, czy jestem za blisko. Wychodzę z założenia, że jadę swoje, a co się wydarzy na torze to trzeba się z tym liczyć. Można oczywiście w coś uderzyć, ale wtedy trudno: wyklepiemy naprawimy i będziemy jechać dalej.
Ogólnie warto zaznaczyć, że bezpieczeństwo jest na wysokim poziomie: klatka bezpieczeństwa, zbiornik bezpieczny, kubełkowe fotele, pasy szelkowe czteropunktowe, kombinezon, rękawice ognioodporne, kask… wszystko jest. Zresztą bez tego nie ma co mówić o wystartowaniu.
A adrenalina to nakręca i motywuje do działania.
PB. Krótkie słowo o rywalach..
KD. Bardzo mocna ekipa, muszę przyznać. Czy to Driftingowe Mistrzostwa Polski czy Puchar Polski to czołówka. Moim zdaniem Polscy zawodnicy są jednymi z najlepszych w Europie, a ja mam niewątpliwą przyjemność stawać z nimi do walki co 2/3 tygodnie i rywalizować z nimi jak równy z równym. Raz wygrywam, innym razem trzeba pogodzić się z porażką. Chłopaki mają bardzo mocne maszyny, dobre opony. Sporo doświadczonych starych wyjadaczy, także daje z siebie wszystko, aby dotrzymać im kroku.
PB. Widzę to. Atmosfera na zawodach bardzo przyjazna i raczej wspieracie się wzajemnie…
KD. Tak. Tu wszyscy są kolegami, każdy sobie pomaga, rozmawiamy ze sobą, pożyczamy narzędzia, części. Czasem mechanicy wspierają inne teamy, czy też nawet pożyczamy sobie samochody na kwalifikacje, aby moc wystartować, by swoje udało się naprawić na następny dzień, czyli na zawody.
Można powiedzieć, że drift to jest wspólna pasja i taka nasza miłość. Nie przeszkadza to oczywiście rywalizować na torze, pełen szacunek i respekt do rywala.
Nie spotkałem tu zawiści. W gruncie rzeczy tutaj każdy dobrze sobie życzy i to jest fajne.
Wiadomo, każdy też chce wygrać i każdy team trzyma kciuki za swojego zawodnika, ale walka jest fer.
PB. Jakie jest twoje marzenie sportowe?
KD. Na ten moment to jest Mistrz Polski w klasie pro. To jest mój cel, w sumie już od zeszłego sezonu, ale w ten dobrze weszliśmy: 3 m-ce na 1 rd w Warszawie na Bemowie i zobaczymy co będzie na kolejnych rundach. Jadę swoje.
A w przyszłości to fascynuje się wyścigami płaskimi i fajnie byłoby tę dyscyplinę też uprawiać, jednakże póki co moje myśli i koncentracja skupione są na drifcie.
PB. Kto jest Twoim wzorem? Masz jakiegoś idola?
KD. Idol? Może wzór? Hmm… Trochę brakuje mi tu słowa, ale bardzo podoba mi się styl jazdy Marcina Carzastego. W co nie wsiądzie to pojedzie, i to jak… Druga osoba to Krzysztof Romanowski. Człowiek, na którym mogę się wzorować, bo naprawdę jest dobry.
PB. Czy to jest tylko ich styl jazdy czy może także imponują ci swoim podejściem do Motorsportu, ich dyscyplina w treningu?
KD. Niestety nie znam ich aż tak dobrze, natomiast po rozmowie mogę powiedzieć, że są to ludzie bardzo w porządku, a jak obserwuje się ich na torze to można się sporo nauczyć z ich stylu jazdy.
PB. Czy jest coś czego się boisz? Czy zdarzają się tobie takie sytuacje, że sobie myślisz „ups, blisko było..”?
KD. Nie odczuwam czegoś takiego będąc na torze. Jak jestem za blisko to staram się, aby nie uderzyć w zawodnika, bandę czy cokolwiek, ale nie mam czegoś takiego, że się boję. Po prostu jadę na maxa, a to że może się zdarzyć sytuacja, że w coś uderzę, to ja się z tym po prostu liczę. Nie przejmuję się tym, bo to mogłoby mieć duży wpływ na wynik.
Być może jakaś większa odpowiedzialność za kierownicą przyjdzie mi z wiekiem, póki co nic takiego mnie nie nęka, po prostu jadę…
PB. Co jest Twoją motywacją, co cię napędza?
KD. Chęć wygrywania, czyli chęć pozostawienia po sobie czegoś – chcę, by potomkowie mogli powiedzieć, że coś osiągnąłem w życiu, że mówiono o mnie, że ludzie mnie znali, że osiągałem wyniki, że zostawiłem po sobie ślad.
Chciałbym móc powiedzieć, że zostałem Mistrzem Polski.
PB. Czy masz jakieś inne pasje? Co byś robił, gdyby nie drift?
KD. Raczej tylko Motorsport. Interesuję się formułą drift, F1, wyścigami płaskimi. Chodzę do szkoły mechanicznej, samochodówki, a mój tata ma warsztat samochodowy, także w wolnym czasie pomagam mu i grzebię przy autach. Jak widać – samochody zawładnęły całym moim życiem!
PB. Jak się poruszasz w normalnym ruchu? Co sądzisz o driftowaniu nocą na rondach? Czy zdarza się pościągać z policją? Poszarżować po ulicach…?
KD. Haha, w sumie nie wiem co mam odpowiedzieć….
PB. Szczerze
KD. Szczerze to może będzie to źle o mnie świadczyć, ale na poważnie to staram się być odpowiedzialnym kierowcą i jeździć z głową. Wpoił mi to tata: myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć…
Bo bardzo łatwo zrobić coś głupiego, co może zawarzyć na naszym życiu. Natomiast nie powiem, że nigdy nie ścigałem się z kolega, czy nie poleciałem na rondzie bokiem – zwłaszcza zimą. Na co dzień też jeżdżę BMW i czuję się na tyle pewnie w poślizgu kontrolowanym, że jak jest w nocy pusta droga, to czasem pozwolę sobie „zarzucić tyłem”.
Czuję się bardzo pewnie, ale tak jak już mówiłem – staram się jeździć odpowiedzialnie, bo można tu kłopotów sobie narobić sporych i na drodze nie można być egoistą, który nie myśli o innych jej uczestnikach. A jak chce się wyszaleć to jadę na tor i jest zabawa.
PB. Dzięki za szczerość A co poradziłbyś młodym amatorom dryftu?
KD. Przede wszystkim kupić auto. Najlepiej takie, które ma w granicach 150-200 koni mechanicznych. Na początek to już jest naprawdę fajnie. A następnie nauczyć się techniki jazdy w poślizgu. Sporo jest zawodników, którzy trochę pojeżdżą i za chwile mają auto o mocy 400-500 koni, a tu tak naprawdę najważniejsza jest technika. Jeżeli opanujemy auto słabsze do takiego stopnia, że tylko auto nas blokuje (nie nasze umiejętności) to wtedy idziemy po mocniejsze auto i zabawa zaczyna się od nowa. I tak w kółko.
Także ważne jest, aby dobrze wjeździć się w słabsze auto, dopracować technikę i dopiero piąć się w górę.
A początki wiadomo: śmieciowe opony, jakieś lotnisko, czy coś i upalać cały dzień. I tak aż poczujemy się na siłach, aby wsiąść do mocniejszego samochodu.
PB. Reasumując zasada stara jak świat: najpierw uczymy się chodzić, a potem biegamy ;)
KD. No tak, ponieważ dopóki nie mamy techniki, ale za to 500 koni to tylko auto jedzie, a my nie będziemy w stanie pojechać nawet kwalifikacji, bo nie opanujemy maszyny.
PB. Ty chyba nie masz najmocniejszego auta, a radzisz sobie całkiem nieźle.
KD. Najmocniejszego nie. Rywalizuje z takimi nawet po 800 KM, ale dajemy radę, a różnice 600/700/800 to nie jest już to co 200/300, także będę się powtarzał: technika jest ważna. Druga rzecz to psychika, czyli opanowanie i koncentracja na zawodach.
PB. Podsumujmy dzisiejszy trening. Wiem, że były problemy ze sprzęgłem, no jak to wyszło?
KD. Na początku trasa średnio mi się podobała. Jakoś nie wjeździłem się w nią. Na drugim treningu sprzęgło się prześlizgnęło i to już wyeliminowało nas z dalszego trenowania. Na szczęście nasi mechanicy, wielkie dzięki chłopaki, uporali się z problemem tak, abym mógł wystartować w kwalifikacjach. I poszły nieźle, czyli 4 miejsce na 91 zawodników. Chyba na Drift Open nie byłem jeszcze tak wysoko w klasyfikacjach. Jutro się wszystko okaże.
PB. Trzeba dodać, że wszystkie przejazdy kwalifikacyjne miałeś bardzo udane.
KD. Tak. Wszystkie przejazdy były tak ocenione, że zakwalifikowały mnie do najlepszej 32. Natomiast ten ostatni to wiedziałem już, że mam kwalifikacje i pojechałem bez obciążenia na zasadzie „jadę wszystko” i udało się.
PB. A co sądzisz o Motorsporcie na naszym podwórku, jak to wygląda, jakie są trudności?
KD. Trudności przede wszystkim są budżetowe. Pieniądze mogą zablokować każdego. Niestety bez sponsorów nie da się jeździć profesjonalnie. A w Polsce jest bardzo ciężko pozyskać sponsorów. OK, da się, ale jest mocno pod górkę. Dodatkowo tory raczej są zamykanie, a mało ich przybywa. U mnie we Wrocławiu zamknęli dwa tory i na trening mamy wycieczkę 100 km na lotnisko, także każdy kto zaczyna amatorsko ten sport, to ma problem chociażby z tym, żeby potrenować.
Czyli sporo dodatkowych kosztów i czasu.
PB. Czy Twój młody wiek przeszkadza, odstrasza sponsorów?
KD. Słyszałem takie opinie, że jak ktoś jest za młody to może się wycofać, może mu się odwidzieć. W sumie to ciężko powiedzieć. Ja nie wiem czemu firmy niechętnie podchodzą do sponsorowania. Tutaj jak widać prawie każdy ma sponsora, ale w większości są to firmy rodzinne. Mnie z kolei sponsoruje marka STAG Autogas Systems dzięki której mogę startować i się rozwijać i z którą współpracowałem już wcześniej, ale w tegorocznym sezonie zawodów driftingowych jest to mój sponsor główny.
PB. Twój team to też rodzina. Widzę, że oboje rodzice są z Tobą i wspierają twoje starty…
KD. Dokładnie tak. Mama gotuje, przygotowuje już wszystko na kilka dni przed zawodami, pakuje w słoiki i na torze mamy pyszne jedzonko. Tata to tak jak mówiłem – mechanik, ale i strateg: tu pojedź tak, tu ciśnienie w oponach takie a takie… A reszta, czyli jak wyjdzie start, zależy już ode mnie.
PB. Tylko pozazdrościć takich rodziców i teamu... A na koniec podsumujmy ten weekend na Autodromie Pomorze.
KD. Na tor przyjechaliśmy w piątek wieczorem, także rozłożyliśmy się i poszliśmy spać. W sobotę od rana pierwsze treningi. Tor w moim odczuciu mocno techniczny, a w drugiej części również szybki. Po kilku okrążeniach miałem mieszane odczucia. Na samym początku drugiego treningu prześlizgnęło się sprzęgło. Moi mechanicy: Piotr Mikołowski i Arkadiusz Wolnik, chłopaki raz jeszcze wielkie dzięki, opanowali sytuację, jednakże drugi trening nam przepadł.
Na kwalifikacje wyjechałem nie bardzo wjeżdżony w trasę, także nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Ostatecznie skończyło się bardzo obiecująco, bo na 4 miejscu na 91 zarejestrowanych zawodników. Wszystkie trzy przejazdy w kwalifikacjach były udane i w najlepszym osiągnąłem 86,7 punktów na 100 możliwych. Także pomimo początkowych kłopotów z samochodem sobotę kończyliśmy w dobrych humorach.
Niedziela, czyli dzień zawodów, po udanych kwalifikacjach nastrajała nas bardzo optymistycznie, pomimo tego, że padał deszcz. Założyliśmy bardziej przyczepne opony i wyjechałem na tor. Chwilę po wejściu w trasę wózek w tylnym zawieszeniu odmówił posłuszeństwa, rozerwało go. Ponownie moi mechanicy stanęli na wysokości zadania. Pospawali wózek i auto znów było jezdne, niestety treningi się skończyły.
Start w TOP 32, zaraz po starcie pojawił się problem z biegami, skrzynia się poddała i zgubiłem 1 i 2. To był dla mnie koniec Drift Open w Pszczółkach. Byliśmy źli i rozczarowani, bo kwalifikacje dobrze wróżyły. Trudno. Jak widać takie doświadczenie też trzeba przeżyć. Teraz szykujemy się na drugą rundę Driftingowych Mistrzostw Polski.
Wrócimy silniejsi!!!